KŁĘBOWISKO ZWŁOK OBEJMUJĄCYCH SIĘ RĘKAMI – miejsce straceń w Rdziostowie
Mija już ponad 80 lat odkąd w lasach Rdziostowa miały miejsce pierwsze egzekucje. Miejsce to należy do najważniejszych, które są związane z martyrologią Sądeczan. Ginęli tam członkowie ruchu oporu, więźniowie, zakładnicy, Żydzi. Gdyby drzewa mogły mówić opowiedziałyby nam wiele tragicznych historii.
Relacje świadków, co do pierwszych egzekucji w tym miejscu są dosyć rozbieżne. Maria Sopata, wspominała o zbrodniach popełnionych już w 1939 r., jednak wydaje się, że rozstrzelania w tym miejscu rozpoczęły się w tych lasach rok później, w 1940 r.
Tak pierwsze zbrodnie wspominała Pani Sopata: „We wrześniu 1939 r. przywieziono pierwszych skazańców do wsi w liczbie pięciu osób (czterech mężczyzn i jedną kobietę). Nikt potem nie podał nazwisk tych więźniów. Przywieźli ich do lasu, wchodząc doń drogą do Osieka – prowadzącą wzdłuż potoku płynącego z góry do rzeczki. Rozstrzeliwano ich pojedynczo pod pniakiem, (który został) w mokrym dołku. Obserwator (ukryty oczywiście w lesie) opowiadał mi, że kobieta prosiła na klęczkach o darowanie życia, a chłopak, może szesnastoletni, zawołał przed śmiercią: »Niech żyje Polska«. W tym mokrym dołku pochowano ich, przykryto mokrą ziemią, udeptano nogami. Gestapowcy podejrzewali, że ktoś będzie odkopywał ciała, bo często tą drogą przechodził któryś z nich, a na znak obecności »ozdobił« grób skórkami z pomarańczy. Ponieważ wybrałam się tą drogą parę dni później, widziałam i grób przysypywany i pień, na którym znać było kule i spotkałam na drodze gestapowca”. Większość relacji mówi jednak o 12 czerwca 1940 r. jako pierwszym dniu rozstrzeliwań na Rdziostowie. W kolejnych latach egzekucje trwały, a pani Sopata dobitnie powiedziała, że było to kłębowisko zwłok obejmujących się rękami.
Tak wspominała rozstrzelania Żydów związane z likwidacją getta w Nowym Sączu: „Nadszedł rok 1942 – rok rozstrzeliwań Żydów. Przywozili ich wyposażonych w łopaty i kazali im kopać dół – głęboki na kilka metrów, szeroki na około dwa metry. Miejscem obranym był tak zwany „mokry wycinek”, bo grób był pod wałem, w miejscu, gdzie płynął niewielki potoczek. I zaczęło się przywożenie Żydów – dwa, trzy razy w tygodniu na dużej ciężarówce po jakieś 20-30 osób. Żydzi musieli się rozbierać do naga, a potem stawać wzdłuż wykopanego grobu. Rozstrzeliwani padali; zasypywano ich wapnem, aż dół się zapełnił, po czym przysypywano go ziemią. Żydzi nie stawali dobrowolnie – uciekali – esesmani doprowadzili ich do grobu. Jeden zdołał uciec, przepłynął Dunajec, ukrywał się u ludzi we wsi, chyba Zabełcze i żyje. W Warszawie mieszkał i pracował jako adwokat – słyszałam o tym od kolegi, który o tym wiedział, ale nie wiem skąd. Na dalsze wybieranie grobów Żydów już nie było. Robili to nasi chłopcy, a jako zapłatę otrzymywali papierosy i wódkę. Z drogi od szkoły można było widzieć to rozstrzeliwanie – oczywiście znów się kryjąc – bo Niemcy pilnowali, aby mieszkańcy nie obserwowali straceń. Przywieziono raz chorych Żydów z ich szpitala przy ul. Kraszewskiego. Zasypano jak śmieci w wykopanym dole i w grobie rozstrzeliwań. Rozstrzelano też za pomoc Żydom m.in. piekarza z Bobowej i studenta Adama Świerzba z Nowego Sącza. Podobno w pochodzie śmierci zmierzającym z getta na stację kolejową zobaczył koleżankę ze studiów do której pomachał. To był już dla niego wyrok śmierci. Pośród Ofiar byli też Żydzi złapani w ukryciu. Jedną z nich była pani Templerowa ze swoimi dziećmi. Jan Wróbel pisał o egzekucjach Żydów: Ciała albo same spadały do dołu, albo je strącano. Z tych ciał układały się całe pokłady, a krew często przesiąkała na powierzchnię ziemi. (…) Przed samą egzekucją rozpasani, pijani mordercy hitlerowscy urządzali sobie z ofiarami zabawy, bijąc i rechocząc potwornym śmiechem, któremu wtórował skowyt bólu skazańców. Słyszeli to często mieszkańcy Rdziostowa. Świadkowie, którym udało się z daleka obserwować egzekucję, opowiadają, że dzieci trzymały się kurczowo swych matek, że skazańcy próbowali ucieczki w pobliskie zarośla i ginęli zastrzeleni w biegu, że błagali o litość, niektórzy stawiali opór, nie chcąc się rozbierać. Jedna z mieszkanek Rdziostowa miała słyszeć jak Żydówka małym dzieciom mówiła, że ból będzie mały i krótki”.
Od 1943 r. nabierały rozpędu egzekucje Polaków. Historie były tragiczne. Jedna z małych dziewczynek idąc tam na śmierć trzymała mamę (nauczycielkę z Żywca) za rękę i pytała: mamo czy to będzie bolało, gdy nas będą strzelać? Maria Sopata wspominała: „Przy ekshumacji okazało się, że pochowani w grobie, zasypani – nie wszyscy byli nieżywi, nie zginęli bezpośrednio w egzekucji. Mówiło się o tym, że w rozkopanych grobach ciała nie leżały obok siebie, czy jedno na drugim, ale było to kłębowisko zwłok obejmujących się rękami”. Tutaj giną wojskowi, lekarze, studenci, księży, nauczycieli – elita. W 1944 r. rozstrzelano bohaterskie kobiety z rodziny Stobieckich. Tak było do ostatniego dnia wojny. Jeszcze 18 stycznia 1945 r. dokonano w lesie ostatniej zbrodni.
W maju 1945 r. odbyły się tutaj ekshumacje. Część z ofiar zidentyfikowano. Pośród nich byli także Żydzi pędzeni z limanowskiego getta do Nowego Sącza. Według Jakuba Mullera przeniesiono ich ciała na cmentarz żydowski przy ul. Rybackiej. Maria Sopata twierdziła, że wielu nie ekshumowano, m.in. prawdopodobnie członków Judenratu. W 1948 r. postawiono w miejscu zbrodni krzyż, a następnie odsłonięto pomnik.
Liczbę pomordowanych w tym miejscu szacuje się od 1000 do nawet 2500 ofiar. To tragiczne miejsce doczekało się niewielkiego opracowanego przez dr Katarzynę Godek, m.in. na podstawie którego powstał ten tekst. Okoliczni mieszkańcy dobrze pamiętają wydarzenia z wojny. Szkoda, że pozostali Sądeczanie nieco zapomnieli o tym miejscu. Mam nadzieję, że ten tekst przyczyni się do jeszcze jednego upamiętnienia Ofiar niemieckiego nazizmu. Ku pamięci i przestrodze kolejnych pokoleń.