ZAMIESZKI ANTYSEMICKIE NA SĄDECCZYŹNIE Z 1898 r.

Pod koniec XIX wieku na Sądecczyźnie miały miejsce wystąpienia antysemickie, które w brutalny sposób przerodziły się w otwartą grabież żydowskiego mienia. Ślady tego mało znanego i szerzej nieopisanego przez historyków wydarzenia odnajdujemy w ówczesnej prasie. 

W 1898 roku w 33miejscowościach Galicji Zachodniej doszło do rozruchów antyżydowskich, które zostały sprowokowane przez antysemicką agitację Stronnictwa Ludowego (kierowanego przez księdza Stanisława Stojałowskiego). W Nowym Sączu ukazywał się dwutygodnik Stanisława Potoczka „Związek Chłopski”, będący organem Stronnictwa Chłopskiego. W każdym numerze pisma pojawiały się artykuły mające wyraźnie antysemicki charakter, wzywające chłopów do bojkotowania żydowskiego handlu, dalekie jednak od nawoływania do agresji wobec tej mniejszości.

Bracia włościanie i Wy siostry gosposie – grzmiał „Związek” – przetrzyjmy już raz nasze bielmem, które nam Żydzi zgotowali, zaszłe oczy, łączmy się, zakładajmy sklepiki, kasy, gospody chrześcijańskie (…), nie kupujmy nic od Żydów, nie sprzedajmy im niczego, nie wierzmy im i ich diabelskiej wódce (…).

Dwutygodnik, mający duży posłuch wśród chłopstwa, w zasadniczy sposób kształtował ich światopogląd. Sugerując, że  Żydzi są odpowiedzialni za biedę i nieszczęścia Polaków z pewnością przyczynił się, nawet nieświadomie, do rozruchów. „Słowo Polskie” donosiło, że wśród ludu miały krążyć ulotki, zawierające rzekome pozwolenia cesarza, a nawet Watykanu, na bicie i rabowanie Żydów.

Na Sądecczyźnie do pierwszych incydentów doszło 23 czerwca. W Nowym Sączu zamieszki wybuchły następnego dnia rano. „Dziennik Polski” tak opisywał to zdarzenie: wywiązała się gwałtowna sprzeczka i bójka, która wkrótce rozszerzyła się niemal na cały rynek. Kramy żydowskie w przeciągu kilku minut zniszczono tak, że ślad po nich nie został. Na miejsce rozruchów zostały wysłane dwie kompanie wojska, które zapanowały nad rozjuszonymi masami dopiero przy użyciu sikawek z zimną wodą.

Żydzi nie pozostawali dłużni: z okien kamienic posypały się kamienie, a na głowy przechodniów wylewano gorącą wodę. Aresztowano 68 osób, Polaków i Żydów. Stąd zamieszki przeniosły się dalej, na okoliczne miasteczka.

W Starym Sączu rozruchy zaczęły się w sobotę o godzinie 8 wieczorem. Tłum splądrował wszystkie sklepy żydowskie poza trafiką i biurem loterii, mimo iż one także znajdowały się w rękach żydowskich. Przypuszcza się, że tutejsze wystąpienia nie miały spontanicznego charakteru, a były szczegółowo zaplanowane. Rabunek w Starym Sączu odbył się jak na komendę, rozpoczął się równocześnie w różnych miejscach wewnątrz i z zewnątrz domów, a w tejże chwili w oknach i mieszkań sklepów chrześcijańskich zajaśniały przygotowane wcześniej lampy i świece. Za miastem czekały wozy, na które składano zrabowane towary – donosiło „Słowo Polskie”. Na miejscu znajdowała się jedna kompania piechoty, w sile zaledwie 40 ludzi, reszta wyjechała do Rytra, gdzie również doszło do zajść.

Po kilku godzinach, specjalnym pociągiem przybyły do Starego Sącza jeszcze dwie kompanie, które uspokoiły wzburzony tłum dopiero około 1 w nocy. Widok jak po wojnie. (…) Rynek zasypany szkłem potłuczonem na miazgę i papierami, mnóstwo potłuczonych flaszek. Okien całych mało. Drzwi, okiennice powyrywane z zawias i połamane. Lady sklepowe wypróżnione. Mieszkania i sklepy żydowskie stoją pustką. Plądrowano nawet piwnice. Ludność żydowska pochowała się lub umknęła (…) – opisywało zajście „Słowo Polskie”.

W niedzielę obawiano się kolejnego napadu. Przerażenie ogarnęło także ludność chrześcijańską. 27 czerwca wojsko aresztowało kilkunastu chłopów. Był to ostatni incydent w tym mieście, po którym zapanował spokój. Ogółem zostało zniszczonych i splądrowanych 26 sklepów. Żydzi wycenili straty na 100 tys. zł.

W niedzielę, 26 czerwca, wokół pobliskiej Piwnicznej zaczęli gromadzić się chłopi. Pomni wydarzeń w Nowym, a zwłaszcza Starym Sączu, Żydzi pochowali swoje towary u mieszczan, a także w składzie kolejowym. Wieczorem zjawiło się w miasteczku wojsko i to zapobiegło rozbojom. Tego samego dnia doszło także do kolejnych starć w Nowym Sączu. O godz. 18.30 wybuchły rozruchy na rynku, gdzie kolumny chłopów starły się z wojskiem. Dopiero po godzinie 20 udało się zapanować nad sytuacją i tłum został wyparty za miasto. Kilku włościan zostało rannych pałaszami. W mieście nakazano pozamykać sklepy oraz domy. Przez całą noc w oknach paliły się lampy ustawione przy obrazach świętych na znak, że mieszkają tam chrześcijanie.

W nocy z 26 na 27 czerwca doszło do poważnych zamieszek w Łącku. Wojsko otworzyło ogień do tłumu, w wyniku czego zginął jeden człowiek, a kilku zostało rannych.

Antysemickie wystąpienia, ale przede wszystkim rabunki żydowskiego mienia miały miejsce w większości sądeckich miejscowości, m. in. w: Muszynie, Krynicy czy Grybowie, uniknęły one jednak losu splądrowanego i zniszczonego Starego Sącza.

27 czerwca na Sądecczyznę przybył z Wiednia namiestnik hr. Piniński, który miał osobiście kierować akcją ochronną. Wkrótce doszło do aresztowań. „Dziennik Polski” podał, że do 28 czerwca uwieziono przeszło 150 osób w Nowym Sączu, 100 w Starym Sączu. Aresztowania odbywały się na podstawie dokonywanych w domach rewizji. Na ich podstawie odnaleziono sporą część przedmiotów pochodzących z szabru dokonanego 25 czerwca. Pod koniec miesiąca w 33 miejscowościach Galicji Zachodniej został wprowadzony stan wyjątkowy, a co za tym idzie zniesiono niektóre prawa obywatelskie. Ponadto ustanowiono tzw. sądy doraźne. Postępowanie przed nim miało być ustne, jawne i trwać maksymalnie trzy dni. Od wyroku nie było apelacji.

Zamieszki w sądeckim przerosły rozmiarami i siłą poprzednie, które miały miejsce w powiatach: jasielskim, gorlickim i strzyżowskim. Nie ograniczały się jedynie do niszczenia mienia żydowskiego, lecz przeradzały się w pospolity rabunek, w którym udział brali nie tylko chłopi, ale także mieszkańcy miast. Znamienną cechą rozruchów było to, – pisało „Słowo Polskie” – że napady na karczmy i domostwa żydowskie dokonywane były prawie wszędzie nie przez ludność miejscową, lecz przez obcą, z sąsiednich, lub nawet dalszych włości. Był to rodzaj stosunku zamiennego „ty bijesz mojego Żyda, ja biję Twojego”.

Tragiczne w skutkach wydarzenia z końca czerwca nie wpłynęły zasadniczo na zmianę poglądów Sądeczan – chrześcijan na temat Sądeczan – Żydów. W dalszym ciągu w prasie przewijały się wątki antysemickie. Tłumaczono, że rozruchy wywołane były koniecznością samoobrony przed przekraczającą wszelką miarę potęgą żydostwa. Znamienne są słowa jednego z mieszczan w wywiadzie dla „Dziennika Polskiego” z 29 czerwca, który zadał w nim retoryczne pytanie, będące komentarzem do niniejszego artykułu: Dzisiaj bez żadnej organizacji naród daje znak rządowi, że już nie może dłużej patrzeć spokojnie na rozrost żydostwa, a co będzie jeśli za parę lat zorganizujemy się cichaczem i na dany sygnał w całym kraju rozpoczniemy działać…?

Anna Dominik-Krupa

Artykuł ukazał się w Dzienniku Nowosądeckim, dodatku do Dziennika Polskiego, 21 października 2006r.