W PRACOWNI KRAWIECKIEJ – HISTORIA ŻYDOWSKICH KRAWCÓW CZ. 3
Zawód krawca należał do najpopularniejszych w międzywojniu. Historia żydowskich krawców wpisała się w dzieje powojennego miasta, jest bardzo bogata i ciekawa.
Nie łatwo było przetrwać krawcom międzywojennym w dobie szalejących inflacji i kryzysu gospodarczego. Wiele zakładów działało pokątnie. Rodzina Markusa Lustiga również była aktywna w branży odzieżowej. Wspominał losy jego rodziny z początku lat 20. XX w.: Ojciec zarabiał pieniądze, ale wskutek trwającej w Polsce inflacji nie dysponował wielkim kapitałem. Za pieniądze, które posiadali, ojciec z mamą otworzyli sklep z galanterią – z materiałami i przyborami krawieckimi. Po pewnym czasie ojciec ogłosił bankructwo.
Ludzie kombinowali na wiele sposobów jak dorobić do budżetów domowych. Krawiec Mojżesz Schneider z ul. Kazimierza Wielkiego nielegalnie zajął się handlem kamyczkami do zapalniczek, za co odsiedział krótki wyrok w więzieniu. Majer Winter nielegalnie handlował sacharyną, za co również przebywał w areszcie. Profesji złodziejskiej oddawał się też krawiec Chaskiel Weinberger. W środowisku rzemieślniczym był dosyć charakterystycznym ponieważ chwalił się, że na klatce piersiowej miał wytatuowaną kobietę, górala i syrenę. Jak na okres międzywojenny i życie w dzielnicy pełnej ortodoksów, posiadanie tatuażu było więcej niż skandaliczne. Niestety pokusił się o zegarek i łańcuszek Józefa Sommera, za co trafił do więzienia na kilka dni przed wybuchem II wojny światowej.
W zakładach dochodziło do wypadków, natomiast prawdziwym skandalem było wydarzenie z czerwca 1928 r., o czym donosiła prasa sądecka. Dorota Dobosz będąca „w obowiązku” u krawca Schimella zakochała się w żydowskim chłopaku. Dziewczyna z Krasnego Potockiego wybrała bez wzajemności sąsiada krawca. Trzeba zaznaczyć, że związku chrześcijańsko-żydowskie przed wojną nie były tolerowane. Religijne rodziny żydowskie uznawały dzieci wiążące się z katolikami za zmarłe. Być może z tego powodu żydowski czeladnik odwrócił się od zakochanej, a ta kiedy dowiedziała się o tym zdecydowała się ze sobą skończyć. Mordka, zegnaj mi, przez Ciebie idę z tego świata! – napisała w liście pożegnalnym. Niestety próba samobójcza zakończyła się powodzeniem, a Doboszówny nie uratowano.
Oczywiście działało również wielu znanych krawców, którzy byli powszechnie znani. Jednym z nich był Gerszon Braun. Przedstawiony na zdjęciu Wolf Gutmacher również zaliczał się do pierwszorzędnych krawców. Jego firma oraz inne znajdują się w wykazach firm z lat 30. XX w.
Mimo iż ubóstwo nie było obce żydowskim krawcom, to zdarzali się też tacy, którzy nieśli pomoc innym. Albin Kac zaliczał do nich krawca z ul. Kazimierza Wielkiego, Mordechaja Lewa. Był on religijny, ale jednocześnie lubił słuchać syjonistycznych wykładów, a nawet lewicujących. W okresie świąt lub szabatów przyprowadzał do domu ubogich, żebraków i głodnych, których podejmował gościną. Wspomnienie o nim pokazuje też jak ubogie były ówczesne warunki pracy i mieszkania – Lew swoją pracowanie prowadził w kuchni. Znajdowały się tam maszyny do szycia, dziurkarka i stół do prasowania. Obok stał piec, gdzie grzały się żelazka żeliwne do prasowania. Najczęściej używaną maszyną do szycia była popularna „singerówka”.
Opis pracy w większym warsztacie krawieckim pozostawił Kac w opowiadaniu „W pracowni krawieckiej”. Okazuje się, że sporo młodych dziewcząt było zatrudnianych w takich miejscach. Majster pracował intensywnie ze zrozumiałych względów, celowo narzucając tempo pracy wszystkim pracownikom. Uszyte, gotowe sztuki rzucano ku dziurkarce, która terkocząc i dziurkując rozcinała dziurki i natychmiast je obszywała (…)Następnie ręcznie obszywano pachy, doszywano guziki. Wzdłuż dłuż długiej ściany stał duży stół z grubym blatem, na którym waląc ciężkim żelazkiem lub posuwając nim po wilgotnej lnianej szmacie, prasowacz wykonywał ostatni etap pracy, po czym sztuka wędrowała do magazynu hurtownika. Obok stołu na taborecie stała miska z wodą, w której terminator maczał po kolei lniane szmaty, wyżymając je z wysiłkiem, i podawał prasowaczowi. Atmosfera w zakładzie była miła, robotnicy opowiadali „rubaszne” i pikantne kawały. Oprócz kawałów sporo śpiewano piosenek w jidysz, które umilały pracującym czas. Kilka z nich miała charakter rewolucyjny, bowiem trzeba pamiętać, że robotnicy często byli zaangażowani politycznie na lewicy. Śpiewano np.:
In di kuźni, baj dem fa-a-a-jer
Sztejt a szmider in er szmidt.
Klap der ham-mer in dem aj-zin
In er zingt der baj a lid:
Fa-a-ar di frajhajt muz men ke-em-fen
Biz cim łectn tropn błyt…
W kuźni przy ogniu/ stoi kowal i kuje./ Uderza młotkiem o żelazo/ I śpiewa pieśń:/ O wolność musi się walczyć/Aż do ostatniej kropli krwi.
Krawcy nie działali społecznie. Nie ma ich wśród radnych miasta. Aspiracje mieli jednak wysokie. Dlatego ci, których było stać wysoko kształcili swoje dzieci. Przykładem może być krawiec i właściciel konfekcji damskiej z Jagiellońskiej Gerson Feiwel, którego syn Braun Chaskiel ukończył II Gimnazjum i rozpoczął naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Podobnie było z córką Leiba Grunwalda, krawca z Piłsudskiego. Jego córka Ruchel, studiowała filozofię i prawo na UJ. Kilku krawców jednak zapisało się w pamięci ocalonych z Zagłady. Jednym z nich był Jemieliah Kornmehl. Pod jego kierunkiem w latach 30. zaczął się zbierać zespół rewiowy. Krawiec ze swoją trupą działalność ograniczał do święta Purim, kiedy wystawiali popularną sztukę ludową „Josef Szpil” o sprzedaniu biblijnego Józefa przez braci. Grupa składała się głównie z robotników i rzemieślników. Teksty piosenek i muzykę opracowywał Kornmehl.
Łukasza Połomski