PO OPATRZNOŚCIĄ NA PIEKLE – historia kamienicy przy Lwowskiej 27
Kiedy przed wojnami światowymi powstawała na Piekle apteka, nikt nawet nie przypuszczał, że nazwa „Pod Opatrznością” będzie trafiona w punkt. W czasie wojny miejsce stało się oazą nadziei dla mieszkańców getta.
Dom w 1910 roku zaprojektował Zenon Remi. W kamienicy Nyftonów, na parterze zamieszkało charakterystyczne rodzeństwo Karatów – brat i garbata siostra. Po ich śmierci, w ich mieszkaniu zaczadziła się cała rodzina, a dom okrzyknięto przeklętym. Dlatego zainteresowali się nim ludzie podejrzanej konduity, co specjalnie na Piekle nikogo nie dziwiło. Nocne huki, piski i wrzaski były normalnością. Albin Kac wspominał, że mieszkanie wynajmowała pseudogwiazda – starsza śpiewaczka Kamila, rzekomo ze Lwowa. Śpiewała w restauracjach i na festynach. Ekstrawagancko się ubierała i budziła śmiech u dzieci, a politowanie u dorosłych – pisał Kac.
W 1912 r. śpiewaczka wyjechała i zamieszkał tutaj Feliks Prus Radomski, który za zgodą Rady Miasta uruchomił na Lwowskiej aptekę. Wówczas sądeccy rajcy niechętnie przyznawali takie koncesje, ale zdając sobie sprawę z przyłączenia Załubińcza (gminy między mostem na Kamienicy a Gołąbkowicami) musieli zadbać o bezpieczeństwo sanitarne mieszkańców. Próbowali co mogli, ale ciężko powiedzieć, że im wyszło… To już jednak osobna opowieść.
Feliks Radomski praktycznie przepadł w pamięci mieszkańców Sącza. Urodził się w 1865 r., a farmację ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Początkowo prowadził aptekę garnizonową w Przemyślu, potem pracował w Tarnopolu. Od 1912 r. mieszkał w Nowym Sączu i tutaj zmarł w 1929 r. Wysoki mężczyzna z wyłupiastymi oczami wystającymi jak śliwki – wspominał go Gustaw Getzel – To była prawdziwa apteka z setkami szklanych słoi ze złotymi napisami. Ustawiano je na półkach na wszystkich ścianach od podłogi do sufitu. Naprzeciw lady stała przy ścianie kryta welwetem kanapa. Pan Radomski sam przygotowywał leki. Mieszał substancje z dokładnością do 1/10 grama, potem pakował je w pakieciki i nazywał „proszki”. Feliks Radomski zmarł po długiej chorobie i został pochowany na cmentarzu komunalnym przy ul. Rejtana. Nawet nie przypuszczał, że założona przez niego apteka przetrwa w tym samym miejscu kolejne 116 lat! I oby jeszcze drugie tyle!
Jeszcze za życia Radomskiego, od 1928 r. aptekę dzierżawił Jan Szul. Postać to niezwykle ciekawa! Urodził się w 1877 r. w Posadzie Dolnej koło Rymanowa. Po studiach farmaceutycznych pracował w aptece „Pod Gwiazdą” w Krakowie (ul. Floriańska). Powodziło mu się na tyle dobrze, że posiadał własną kamienicę przy ul. Szlak. Tam też narodziły się jego cztery córki. W 1914 r. rzucił wszystko w Krakowie i przeniósł się do Klęczan koło Nowego Sącza… aby szukać nafty. Zakupił rafinerię i pokaźny majątek ziemski. Był zaciekłym pacyfistą, dlatego uniknął wojska. Jednak w imię interesów swoją naftę sprzedawał C.K. armii… Sądecczyzna nie okazała się drugim Kuwejtem, dlatego Szul zdecydował się na powrót do zawodu, dzierżawiąc aptekę Radomskiego do 1933 r. W tym samym roku przeniósł się do apteki w Szczawnicy. Co ciekawe, przeprowadził się do kurortu a cały majątek w Klęczanach sprzedał. Dwór przeznaczył jednak dla lokalnej społeczności! W 1934 r. założył własny zakład w Żegiestowie, nadal pracując społecznie. Do legendy przeszła historia, kiedy jeden z mieszkańców uzdrowiska okradał go z cebuli. Aptekarz posypał ją środkiem przeczyszczającym i… czekał na złodzieja, który przyjdzie po remedium. Delikwent się pojawił, na co Szul zapytał go tylko: „czy smakowało?”. Szul przeszedł na emeryturę w 1958 r., a zmarł rok potem. Spoczął na żegiestowskim cmentarzu.
Od 1933 r. aptekę na Piekle dzierżawił Albin Burz – postać absolutnie wyjątkowa. Razem z żoną Zofią opiekował się Panią Radomską. Urodził się w 1897 r. Ukończył farmację we Lwowie (1923 r.) i przeniósł się do Nowego Sącza. Był charakterystyczną osobowością sądeckiego Piekła. Ciężko było nie zapamiętać pochylonego mężczyzny idącego do pracy z malutkim pieskiem. Był bardzo skromny. Wielki humanista, ogrodnik i miłośnik literatury, ale także żartowniś, nazywany prze okolicznych „alchemikiem”. Kiedy się denerwował jego okulary wędrowały na koniec nosa… Dom Burza to był prawdziwy salon, gdzie spotykali się głównie ludzie medycyny, lekarze i aptekarze. Dzięki temu niezwykłemu człowiekowi, w czasie II wojny światowej, udało się uratować wielu Żydów.
Przed wojną w budynku mieszkali także inni ludzie. Pracownię krawiecką damską prowadziła tutaj Herman Friedman. Kurs krawiecki odbył w Wiedniu! Mieszkał tutaj z bratem Ignacym do wybuchu wojny. W 1939 r. żyła tutaj rodzina Wincentego Kalisza (inwalidy wojennego), piekarza Jana Wani i handlowca Mariana Złockiego.
Po 1940 r. apteka znalazła się na terenie getta na Piekle, tzw. otwartego (bez murów, dla pracujących). Dysponowała ona nie tylko lekami ratującymi życie, ale również organizowała ucieczki z getta jak w 1942 r., kiedy z dzielnicy zamkniętej uciekła dr Helena Żupnik z matką. Zostały wykryte i rozstrzelane w Librantowej. Pośród innych uciekinierów znaleźli się znani lekarze: dr Körbel (tutaj sytuacja jest niepewna), dr Jakub Mendler i inni. Żona Burza (Zofia) i siostrzenica Barbara Schauer, oskarżone o pomoc Żydom, kilka razy przebywały w areszcie. Aptekarz wykorzystując swoje wpływy doprowadził do ich uwolnienia. Burz był członkiem Rady Głównej Opiekuńczej. Dzięki niemu otworzono w getcie aptekę żydowską przy szpitalu na Kraszewskiego, do której dostarczał leki za symboliczną cenę. Na zapleczu jego apteki pakowane były niezliczone ilości apteczek podręcznych dla spodziewającej się deportacji ludności żydowskiej. Tędy też wiodła droga kontaktów Żydów z ludnością miasta, oddawanie listów, paczek, żywności, załatwianie zleceń itp. Burz udzielał także medycznej pomocy Żydom. Wspomniano, że Niemcy podpalali Żydom opony na szyjach, tylko Burz miał odwagę ich ratować! Dzięki jego aptece Żydzi, którzy przed wojną przyjęli chrzest mieli kontakt z jezuitami. Zakonnicy zopatrywali ich w ostatnią drogę. Styczyńska – Butscher napisała o Albinie Burzu: „Nadzwyczajny, zawsze pełen optymizmu, pogody i najwyższej życzliwości”. Prawdziwy Bohater.
Getto zlikwidowano w 1942 r. Potem jak wspominają niektórzy, na piętrze domu żołnierze niemieccy urządzili sobie „burdel”. Kiedy 18 stycznia 1945 r. wysadzono w powietrze zamek, kamienie spadały na róg Kochanowskiego i Lwowskiej, niemal pod drzwi dzisiejszej apteki.
Po wojnie (1951 r.) Burz kierował apteką na ul. Grodzkiej. Nadal słynął z niezwykłego taktu. Pracowniczki witał zawsze słowami „Witam Piękne Panie!”. Albin Burz zmarł 14 czerwca 1960 r. po długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej. Spoczął na cmentarzu przy ul. Rejtana.
Jak zapisano w „Historii z Piekła rodem” jeszcze do lat 70. XX w. wisiał szyld apteczny „Pod opatrznością” z wymalowanym okiem w promieniach. Apteka miała jeszcze długo stare wyposażenie, przypominające o latach świetności.
Lwowska 27 to miejsce niezwykłe. To nie tylko ciągle żywa historia sądeckiej farmacji, ale również opowieść o wojnie: bohaterstwie, tragediach i zapomnieniu… 18 czerwca 2016 r. dzięki Stowarzyszeniu Maryan na ścianie apteki zawisła pamiątkowa tablica. Warto przypominać postać tego „nieoznaczonego” Sprawiedliwego, ratującego tyle ludzkich istnień! Może pora też wrócić do starej nazwy „Apteka Pod Opatrznością?”