BEZDUSZNI. ZAPOMNIANA ZAGŁADA CHORYCH – cheder na papierze (cz. 4)

Nie płaczą, nie protestują (…) na chwilę przed sprowadzeniem ich w dół dostali po dwa zastrzyki, po których trzeba ich prawie w stanie uśpionym wynosić na noszach do żywej trumny.

W połowie 1939 r., do kancelarii Führera przyszedł list od pana Kretschmara, obywatela Lipska, z prośbą o możliwość uśmiercenia syna, który urodził się niewidomy, bez nóg i ze zdeformowaną ręką. Hitler wyraził swoją zgodę i w krótce półroczny Herbert Gerhard Kretschmar został zamordowany w lipskiej klinice pediatrycznej. Wydarzenie to stało się pretekstem do wprowadzenie w życie programu eutanazji osób, dla których nie było miejsca w nazistowskim państwie.Ich istnienie było zbyt kosztowne. Ten prawnie usankcjonowany program pochłonął do 1945 r. około 300 tyś. osób, w większości zgładzonych przed wybuchem wojny. Zbrodni dokonano w powstałych do tego celu ośrodkach (do 1945 utworzono ich 37).

Program „eutanazji”, kryptonim T4, od berlińskiego adresu Państwowej Wspólnoty Pracy Rzeszy na rzecz Zakładów Opiekuńczo – Leczniczych przy Tiergartenstraße 4,pod wieloma względami stanowił etap próbny przed późniejszą polityką ludobójstwa nazistowskich Niemiec. Twórcy „ostatecznego rozwiązania” zapożyczyli potem komory gazowe i sąsiadujące z nimi krematoria, specjalnie zaprojektowane dla celów akcji T4, aby mordować Żydów w okupowanej przez Niemców Europie, zaś personel akcji T4, który wykazał się w tym pierwszym programie masowych mordów, wyróżniał się później w obozach zagłady akcji „Reinhardt”.

Planowana i systematyczna eksterminacja osób z niepełnosprawnością była jednym z fundamentów polityki III Rzeszy. Jednak losy polskich ofiar akcji T4 są praktycznie nieznane świadomości społecznej Polaków. Próbuje to zmienić książka Kaliny Błażejowskiej „Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych”, która niedawno pojawiła się na rynku czytelniczym dzięki wydawnictwu „Czarne”.

Autorka podjęła się zadania niewykonalnego, arcyważnego społecznie. Praktycznie brak jest już naocznych świadków i dokumentów, a te, jeśli istnieją, są rozproszone po wielu archiwach. Dzięki mozolnej, tytanicznej, czteroletniej pracy tworzy wstrząsającą opowieść o ludziach zapomnianych. Przywraca imiona i nazwiska. Przywraca pamięć o nich. Błażejowska pisze m.in. o niepełnosprawnych dzieciach ze szpitala w Lublińcu, psychicznie chorych dorosłych z ośrodka w Gostyninie. Poświęca też sporo uwagi oprawcom, ich karierze zawodowej przed, w trakcie oraz po zakończeniu wojny. Pisze o nierozliczonej krzywdzie i niewymierzonej karze. Udaje się jej dotrzeć do osób, które mogą jeszcze coś jej opowiedzieć. Ukazuje skutki traumy i ciężkiego do udźwignięcia bagażu cierpienia.

Książka „Bezduszni” jest niezwykle ważna, wymaga uwagi i refleksji. Stawia pytania o przeszłość, jej rozliczenie, odpowiedzialność a przede wszystkim należytą pamięć. Pyta też o przyszłość. Czy to tak wiele? Polecam tę książkę, jest dostępna w Sądeckiej Bibliotece Publicznej im J. Szujskiego w Nowym Sączu.