DZIEWCZYNKA Z SĄDECKIEGO GETTA – historia Zuli Wartenberg i Anieli Hebdy
Dziewczynka z sądeckiego getta jest cenionym lekarzem. Właściwie była, bo zmarła w październiku 2020 r. Pamięć o Niej jest ciągle żywa. Córka zamożnych Żydów została uratowana dzięki służącej. Przed nami kolejna zapomniana historia o ludzkim odruchu w czasie wojny i wielkiej wdzięczności.
Bohaterką historii jest Aniela Hebda, która pochodziła z Porąbki Uszewskiej, z rodziny chłopskiej. Nie była specjalnie wykształcona, ukończyła cztery klasy szkoły powszechnej. W młodej dziewczynie zakochał się wiejski chłopak, ale ją rzucił. Aniela nie miała posagu. Szukając sobie zajęcia pojechała do Sącza, gdzie podsunięto jej pracę u bogatej rodziny żydowskiej. Dziewczyna była bardzo religijna, dlatego jak usłyszała od księdza na kazaniu, że praca u Żyda to grzech, zaczęła płakać rzewnymi łzami. Wyjścia nie było, zgodziła się wcześniej – dane słowo było dla niej święte.
Tak Aniela trafiła do rodziny Reginy i Emila Grossbardów, starego kupieckiego rodu. Rodzice Reginy – Kleinmannowie – byli właścicielami wielkiej cegielni w Biegonicach. Szymon Kleinmann, prócz firmy, posiadał wielki sad za swoim zakładem, tuż przy willi gdzie mieszkał. Tam dzieciństwo spędzała mała Sulamit, nazywana w rodzinie Zulą. Urodziła się w 1930 r. To właśnie dziewczynka miała być „oczkiem w głowie” Anieli. W tym czasie Regina nie pracowała, ale zajmowała się „prowadzeniem domu”.
Jest rok 1939, wybucha wojna. Sąsiedzi Grossbardów pakują się myśląc, że wyjeżdżają na chwilę, bo dzięki sojusznikom pokonamy Hitlera. Panice ulegają też Grossbardowie – wyjeżdżają w kierunku wschodnim, do Pińska i dalej Jaremcza. Aniela została w Sączu. Została z naszymi rzeczami i z naszym psem Dzikiem, który był dla nas jak członek rodziny – będzie po latach wspominać Zula, później Zuzanna Wartenberg. Tymczasem Grossbardowie rozdzielili się na wschodzie. Regina została w Turce nad Stryjem, a córeczka wróciła z ojcem do Sącza. Nie wiedzieli, że czeka ich tutaj prawdziwa gehenna.
Kiedy Niemcy wkroczyli do Nowego Sącza, zaczęli odbierać Żydom sklepy i zakłady. Stary Kleinmann stracił więc cegielnię. Okupant przekazują ją w zarząd Alfredowi Alexandrowi, który poszedł – przynajmniej formalnie – na współpracę. Nowy właściciel domu zlitował się nad biedną służącą, której pozwolił zachować mały pokoik na strychu willi Alexandrów. Aniela przecież była Bogu winna, żeby cierpieć w wojnie światowej.
W tym czasie mała Zula z ojcem i resztą krewnych trafia do getta w Nowym Sączu. Zapewne widziała wiele okrucieństw Niemców, a miała zaledwie 10-12 lat. Nigdy o tym nie mówiła. Wtedy też rodzina dowiaduje się, że getto będzie likwidowane. Postanawia uratować Zulę. Lato 1942 r. jest coraz bardziej nerwowe. Nadchodzi lipiec, kiedy 12 letnia dziewczynka opuszcza mury getta sądeckiego. Ucieka w ostatnim momencie, za chwilę nie będzie jej krewnych. Wspomina też czas: Pamiętam jak ludzie się pakują i zastanawiają, dokąd nas przenoszą. Jedna pani pakowała kostium kąpielowy, bo miała nadzieję, że tam będzie woda.
Do gry wkracza Aniela Hebda, niepozorna cicha służąca, która z całym sercem organizuje ratunek dla małej Zuli. Ryzykuje życie idąc do Alexandra, żeby zdradzić mu swoje plany. Ten, okazuje się człowiekiem, takim w jakich chciała wierzyć Aniela. Zarządca cegielni obiecuje przewieźć dziewczynkę pod Kraków, do jego krewnych, gdzie mogłaby spędzić wojnę. To nie jedyna pomoc dla Żydów z jego strony, ale to osobna historia.
Zula i Aniela po wojnie.
Zula wyszła z getta. Czekała na kuzyna Alexandra w pokoju Anieli, w willi na Grodzkim, gdzie mieszkał. Wokół domu zaczęło się kręcić gestapo, sytuacja wydawała się niebezpieczna. W takich warunkach nie mogła wyjechać. Niemcy aresztowali Alexandra i wypuścili go dopiero po trzech dniach. Był załamany, siedział i płakał. Wiedział, że to początek gehenny także jego rodziny. Poprosił Anielę, żeby zabrała Zulę z domu.
Bezradna Aniela zapakowała mnie i postanowiła wysłać do matki do Turki nad Stryjem – opowiada po latach Zula. Tymczasem Regina wiedziała, że nie da rady uchronić córki przed śmiercią. Emil zginął ze wszystkimi Żydami z Nowego Sącza. Został zapewne zagazowany w Bełżcu. Wówczas Zula pisze do matki: Mamo, ty się nie martw, bo Aniela mówiła, że jakby tu było ciężko, to ja mogę wrócić do niej, do Nowego Sącza. Dziewczynka sama wsiada w pociąg i jedzie do matki. Trasa jest niebezpieczna – wszędzie czają się Niemcy, a Zula ma zaledwie 12 lat! Dziewczyna szybko wraca do dawnej służącej. Na wschodzie nie było szans na przetrwanie. Co się stało z Reginą? Według wielu źródeł zginęła w getcie lwowskim.
Zula dotarła do Sącza i zaczaiła się w krzakach przed willą Alxandra. To jedyny adres, gdzie ktoś na nią czekał. Dopiero jak zobaczyła Anielę, postanowiła wyjść z zarośli. Porozmawiały krótko, ale służąca obiecała, że po nią wróci. Dziewczynka musiała poczekać w krzakach do wieczora. Kiedy zapadł zmrok Aniela zabrała Zulę i wyprowadziła na strych willi Alexandra. Tam się ukrywała przez dwa i pół roku. Alexander był uczciwym człowiekiem – opowiadała Zuzanna Wartenberg – ale ona wiedziała, że nie może mu powiedzieć, że ma żydowską dziewczynkę na strychu. Każdego wieczora zabierała ze sobą kolację na górę, ale niczego się nie domyślił. Wieczorem razem się modliły, co kształtowało religijność żydowskiej dziewczynki. Było to dla niej ważne, opowieści o Chrystusie dawały jej nadzieję.
Aniela przez ten czas nie opuściła dziewczynki. Kiedy Hebdówna dowiedziała się, że jej matka umiera, nie wyjechała z Sącza. Rodzina nie mogła tego zrozumieć, a ona nie mogła powiedzieć im prawdy. Pojechała dopiero na pogrzeb, a ludzie w Porąbce Uszewskiej i tak ją krytykowali, że nie zdążyła pożegnać się z matką. Być może wtedy Aniela podzieliła się informacją o ukrywającym się dziecku ze swoim bratem działającym w konspiracji. Ten zakazał jej rozpowszechniać tej wiadomości, wiedział, czym to grozi. Zdarzyła się taka sytuacja, że Alexander postanowił pomóc też Polakowi, który potrzebował ukrycia. Umieścił go w piwnicy, ale poprosił Anielę, żeby na dzień mógł też wychodzić do jej pokoju. Aniela postawiła się, powiedziała, że za żadne skarby go nie wpuści do swojego pokoju, i nawet zagroziła, że odejdzie. Alexander powiedział jej wtedy, że jest bez serca – wspominała Zula.
W styczniu 1945 r. do miasta wkraczała Armia Czerwona. Wielu Niemców uciekało, a pośród nich członkowie rodu Alexandrów żyjący tu od końca XVIII w. Łatwo mogli zostać posądzeni o współpracę z okupantem. Wówczas staje przed nimi Aniela i mówi: Może to was uratuje, że Zula wciąż tu jest. Są w szoku. Kolejny raz Aniela ratuje czyjeś życie. Rozpoczęły się bombardowania i wówczas pierwszy raz Alexandrowie widzą Zulę, a raczej już panienkę Zuzannę, która niemal 3 lata była u nich na strychu. Razem z nimi schodzi do piwnicy chroniąc się przed ostrzałem. 20 stycznia 1945 r. kończy się wojna. Rosjanie wchodzą do Sącza.
Ojciec i matka Zuzanny nie żyją. Powoli wracają ocaleni. Pośród nich jest babcia Debora (matka Reginy), ciotka Nina i wujek Edmund. Wszyscy zamieszkali na Wałowej w Nowym Sączu. Niestety dla Anieli znowu nadchodzą czasy ciężkiej pracy. Musi sprzątać, prać, ścierać kurze. Powrót do normalności, ale nie dla Zuli. Nie rozumiała, jak tak można: Aniela była dla mnie królową. Była przecież teraz moją mamą. Buntowała się przeciwko temu, że babcia każe Hebdównie mówić do siebie „pani”. Zula nie wyobrażała sobie też powrotu do religii rodziców. Została więc katoliczką. Podczas ukrywania się czytała „Rycerza Niepokalanej”, a Aniela streszczała jej Nowy Testament. Po latach pani doktor Zuzanna Wartenberg wspomina Hebdówna jako swoją prywatną świętą.
Zula przeniosła się z rodziną na ziemie odzyskane, do Jeleniej Góry. Od tej pory nazywała się Czarkowska. Odwiedzała co wakacje Anielę, która zaczęła pracę u winiarza. Potem zatrudniła się w spółdzielni jako prasowaczka. Być może była to żydowska spółdzielnia krawiecka – jedyna, która zatrudniała takie osoby. Poza tym sądeccy Żydzi doskonale wiedzieli, że Aniela – cicha i skromna kobieta – była wielką bohaterką. Zula mając 23 lata wyszła za mąż, wówczas studiowała już medycynę. Choć miała rodzinę, to do tej pory każdy chciał się jej pozbyć, zwalając opiekę nad nią komuś innemu. Po ślubie zamieszkała z mężem w miejscowości Olesno na Opolszczyźnie. Pewnego dnia Aniela przyjechała do nich, oznajmiając, że zostaje tutaj na stałe. Do tej pory były to kilkudniowe wizyty. Wybawicielce nie wolno było odmówić. Teraz kiedy Aniela była starsza, Zuzanna się nią opiekowała – role się odwróciły. Rozmawiały o przeszłości, modliły się, zupełnie jak dawniej.
Nadszedł 2 listopada 1975 r. Tak ten dzień zapamiętała Zuzanna Wartenberg: Mój syn był ministrantem i gdy w niedzielę szedł raz do kościoła, zdziwił się, że drzwi są zamknięte, bo Aniela zawsze wychodziła wcześniej i dom zostawiała otwarty. Syn od razu do mnie przyleciał i mówi: Mamo, ciocia nie poszła dzisiaj do kościoła. Poszłam więc do jej pokoju. Siedziała w fotelu ubrana do wyjścia, z różańcem w ręku. Odeszła tak, jak ja bym chciała.
Zula zmarła 24 października 2020 r.
Na podstawie J. Kuciel – Frydryszak „Służące do wszystkiego”, Warszawa 2018.