GALICYJSCY KRAWCY ŻYDOWSKIEGO SĄCZA – HISTORIA ŻYDOWSKICH KRAWCÓW CZ. 1
Zawód krawca należał do najpopularniejszych w międzywojniu. Historia żydowskich krawców wpisała się w dzieje lokalnego rzemiosła, jest bardzo bogata i ciekawa.
Obecność krawców żydowskich w Nowym Sączu sięga korzeniami początków osadnictwa w mieście. W 1673 r. król Michał Korybut Wiśniowiecki zezwolił im na mieszkanie w murach miejskich. Z opracowań wiemy, że w XVII – wiecznym Nowym Sączu istniały mieszane chrześcijańsko – żydowskie cechy rzemieślnicze. Nie dotyczyło to kilku zawodów, m.in. krawców, na czele których stał „Sand. Iudeus Braxarorii administrator”. Na tej podstawie można przypuszczać, że wykluczone przez chrześcijan zawody stworzyły wśród Żydów własne organizacje na wzór cechów.
Po wejściu Nowego Sącza pod panowanie austriackie cechy rzemieślnicze straciły znaczenie. Żydzi mogli – na ile pozwalało im prawo – rozwijać się w życiu gospodarczym miasta. W spisach ludności z 1870 r. wielu spośród obywateli Nowego Sącza wyznających religię mojżeszową deklarowało zawód krawca. Należy zaznaczyć, że w większości były to rodziny ubogie. Warunki pracy były również bardzo ciężkie. Albin Kac wspominając pracę swojego dziadka pisał, że szył wieczorami przy kaganku oliwnym, a pomieszczenie jego pracy było źle oświetlone. Skutkiem tego była nawet choroba oczu i groźba utraty wzorku. Dziadek mimo braku funduszy udał się na leczenie do Wiednia, jednak przepadł bez śladu.
W większości krawiectwa uczono się tak jak przed wiekami, u swoich mistrzów, w ich zakładach. W zasadzie tak zostało do 1939 r. W galicyjskim Nowym Sączu, od końca XIX w. sytuacja mogła się zasadniczo zmienić. W 1891 r. otwarto szkołę fundacji barona Hirscha, której działalność była związana z Towarzystwem Alliance Israelite Universelle. Była to jedna z pierwszych tego typu szkół w Galicji – żydowska „zawodówka”. Placówka osiągała bardzo dobre wyniki, stawiano ją za wzór. Jednym z nauczanych zawodów była profesja krawca. Oczywiście w gazetach narzekano na fatalne warunki sanitarne, co było wówczas normą w szkolnictwie. Nazywano ją „mordownią szkolną”. Uczniów do nauki zachęcały wysokie stypendia. Naukę łączono z praktykami w warsztatach, także krawieckich.
Niestety postępowa placówka była krytykowana przez chasydzkich ortodoksów, którzy dopatrywali się w niej podstępu odciągającego młodych ludzi od tradycyjnej religijności. Dlatego większość pobożnych adeptów rzemieślniczych, także krawiectwa, wybierało odwieczne szukanie praktyk u mistrzów. Czyli wracali do punktu wyjścia, starej metody sprawdzonej od wieków.
Żydowscy i chrześcijańscy rzemieślnicy rywalizowali ze sobą już od czasów nowożytnych. Również w XIX w. chrześcijanie nie byli zadowoleni z faktu, że wzrastała liczba wyznawców judaizmu w gałęziach gospodarki. Widać to było w środowisku krawców nowosądeckich. W Galicji chrześcijanie nadal stanowili większość w tej profesji (64%), ale sporo było już krawców wyznania żydowskiego. Poczucie zagrożenia sprawiło, że w 1900 r. katoliccy krawcy założyli własne stowarzyszenie, przesyłając niezbędne dokumenty do Lwowa. Wzorowali się na Związku Handlowo – Przemysłowym Katolickich Krawców w Krakowie. Zapisano w statucie, że członkami związku mogą być tylko katolicy. Walka ekonomiczna zaostrzała się, ale apogeum osiągnie w międzywojniu.
Co szyto? Właściwie wszystko. Należy zaznaczyć, że każdy żydowski chłopiec z okazji bar micwy otrzymywał nowy strój. Szczególnie ważne było to w ortodoksyjnych rodzinach. Jednocześnie stanowiło problem ponieważ domy były ubogie. Markus Lustig wspominał w latach 30 XX. w.: Tata i mama oszczędzali na wydatkach, na przykład, jeśli chodzi o ubiór. Przed moją bar micwą wzięli używaną bekieszę (długi płaszcz, z jedwabiu, naprawdę olśniewający) i przenicowali ją. Krawiec uszył ją zgodnie z moją miarą i ubranie wyglądało jak nowe. Mama cerowała skarpety, niczego się nie wyrzucało!
Większość z krawców to byli pobożni Żydzi. Mieszkali w fatalnych warunkach, w takich też pracowali. Jak to mówiono – tak było od zawsze. Postępujące idee, jak syjonizm rozbrajały takie myślenie. Swoje zrobił też socjalizm, któremu bacznie przyglądali się żydowscy mistrzowie. Jeszcze przed wojną wielu krawców zaangażowało się w Poalej Syjon. To dzięki tej partii mogli dbać o swoje prawa. Duża część młodych adeptów zawodów zapisała się do syjonistycznej organizacji „Hatikva”.
Skutkiem tych wszystkich wielkich procesów były wydarzenia niezrozumiałe dla starszego pokolenia. Wiemy, ze przed I wojną światową doszło do strajku krawców, którzy pracowali w warsztatach. Pracownicy żądali 10 godzinnego dnia pracy, podwyżki o 25%, zakaz wykorzystywania praktykantów do pracy oraz uznania związku zawodowego krawców. Ludzie wspierali strajkujących i dzięki temu było im łatwiej. Udostępniali protestującym miejsce do spania oraz jedzenie. Strajk rozlał się na całe miasto, a dyskusje o nim toczyły się niemal na każdej ulicy. Po 8 tygodniach strajk się skończył, zaś krawcy uzyskali niemal 40% więcej pensji, zaś pozostałe postulaty zostały spełnione. Pełen sukces. W międzywojniu po tym wydarzeniu już nie mogło być odwrotu – krawcy poczuli swoją moc i siłę, którą ma słowo „strajk”.