KREW PŁYNĘŁA ULICĄ – Akcja Kwietniowa w sądeckim getcie
Był poranek 30 kwietnia 1942 r. Jakub Muller wyszedł z mieszkania w getcie i zobaczył strużkę krwi płynącą po ulicy Kazimierza. To z drzwi wejściowych jednej z kamienic wypływała czerwona maź. W 2009 r. w miejscu, gdzie znajdowały się drzwi Jakub odsłonił pamiątkową tablicę.
28 kwietnia Niemcy wymordowali 300 osób. Egzekucji dokonano na cmentarzu żydowskim, na podstawie listy syjonistycznej biblioteki. Szef Gestapo Heinrich Hamann stwierdził, że wszyscy to komuniści. Zaliczył do nich nawet malutkie dzieci, które na cmentarzu przy Rybackiej znalazły wówczas śmierć.
Samuel Kaufer tak relacjonuje nastroje wśród Żydów: Każdy zrozpaczony, twarze powykręcane bólem, beznadziejnym cierpieniem, a tymczasem po krwawym dniu następuje krwawa noc. Dla uczczenia masowej rzezi, urządza gestapo libację, poczem podochoceni alkoholem, udają się nocną porą do dzielnicy żydowskiej, by kontynuować swe zbrodnicze dzieło. Odrywają bramy domów, wpadają do mieszkań, mordują całe rodziny. Między innymi wpadają do mieszkania niejakiego Kannengiesera.
Markus Lustig doskonale pamięta tę noc, cudem ją przeżył. Przeżył 97 lat i nawet jako niemal 100-latek ze łzami w oczach opowiadał o swojej rodzinie i czerwonych piórach, które fruwały po jego domu.
Tej samej nocy Niemcy wkroczyli do domu na rogu ulic Kazimierza i Franciszkańskiej. Weszli narożnymi drzwiami, w miejscu, gdzie dziś wisi tablica. Gestapowcy wymordowali wszystkich 81 mieszkańców kamienicy: z rodzin Neustadtów, Millerów, Perlów i innych. Wszystko to słyszał mieszkający w domu obok Jakub Muller. Śmiertelnie się bał, wówczas już wiedział, że nie będzie mógł w getcie wytrzymać więcej – kilka dni potem uciekł, unikając zagłady. Pijani gestapowcy szaleli za jego ścianą. To tu Hamann miał śmiertelnie postrzelić własnego podwładnego, który śmiał mu się przeciwstawić mówiąc: Dosyć tego świństwa.
Sam Hamann krzyczał, że Żydzi go zastrzelili– wspominał Jakub. Według relacji Anisfeld stało się to w mieszkaniu Neustadtów, zaś nazwisko ranionego gestapowca brzmiało Kastner. Sprawa do dziś jest owiana tajemnicą, choć słusznie ginie w cieniu tragedii tej nocy pełnej krzyków i bólu.
Świadek Mechel Fisch zeznawał po wojnie, że awantura między Niemcami wybuchła w mieszkaniu Grossów. Stąd będą tacy, którzy stwierdzą, że jeden z oprawców nie chciał zabić pięknej dziewczyny z tej rodziny. Faktycznie, także Fisch uważał, że do awantury doszło wtedy, kiedy Kastner nie chciał zastrzelić jakiejś pięknej Żydówki, która przeżyła masakrę, lecz zginęła kilka tygodni później.
Prawdziwą skalę katastrofy daje opis getta po tej strasznej nocy. Wówczas 22 letni Jakub Muller widział jak zza drzwi kamienicy wypływa krew i sączy się ulicą Kazimierza. Kto z nas sobie wyobraża taki widok? Kto z nas zdaje sobie z tego sprawę spacerując w kierunku zamku?
Obraz mrożący krew w żyłach zostawił Mojżesz Gintera: Noc po tej okropnej akcji spędziłem ukryty przy ul. Nawojowskiej. Nad ranem chcąc zbadać co się stało na cmentarzu, poszedłem bez opaski przez ulicę Kraszewskiego. Było mi wszystko jedno czy mnie zastrzelą, bo i tak straciłem wszystkich najbliższych. Gdy przechodziłem koło szpitala żydowskiego [ul.Kraszewskiego 44-red.] zobaczyłem dra Segala, rozgorączkowanego, który mnie zawołał. Był w najwyższym stopniu zdenerwowany, opowiedział, że nie ma nikogo przy sobie w szpitalu, że w nocy pijani gestapowscy wpadli do dzielnicy żydowskiej i urządzili rzeź, że mnóstwo tam trupów i błagał, bym wziął nosze i zbierał rannych, którzy jeszcze potrzebują pomocy. Wziąłem nosze, poszedłem do żydowskiej dzielnicy i do którego domu wchodziłem natrafiałem na trupy i kałuże krwi.
Wstrząsający opis zostawił również Kaufer: Na drugi dzień, przy uprzątaniu ghetta, widzi się dzieci, które w śmiertelnym strachu schroniły się pod łóżko, lecz i tam znalazł ich morderca, widzi się mężczyzn, którzy wcisnęli się za szafy i w stojącej pozycji przetrwały ich zwłoki do następnego ranka. Piszący te słowa widział matkę, tulącą kurczowo niemowlę do swej nagiej piersi, kula przez główkę dziecka przeszła do serca matki….. I tutaj ludzki głoś świadka zamilkł…
Jezuita Ks. Zając wspominał: Pewnej nocy za murem getta była wielka awantura krzyki, jęki, wystrzały pistoletowe i pokrzykiwania pijanych głosów niemieckich nie dawały spać. Rano Żydzi składali na gęsim placu [plac u zbiegu ulic Kazimierza i Piotra Skargi-red.] zawinięte w prześcieradła ciała ludzkie. Leżały jeden koło drugiego. Potem załadowano je na wózek i wywieziono.
Kilka miesięcy później sądeckie getto przestało istnieć. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu.
– Tej krwi, która płynęła ulicą nigdy nie zapomnę. Do końca życia – mówił Jakub Muller w czasie odsłonięcia tablicy na kamienicy przy Kazimierza.