MIŁOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ STRACH – historia Berty Korenman i Stefana Mazura
Wielka miłość Berty i Stefana to gotowy filmowy scenariusz. Prości sądeczanie, podzieleni wyznaniem, razem przetrwali najgorszy czas okupacji. Stefan Mazur uratował swoją Bertę Korenman z piekła Holokaustu.
Berta urodziła się w żydowskiej rodzinie krawca, która nie była ortodoksyjna. Przyszła na świat w Kowlu w 1920 r. Rodzice starali się pielęgnować tradycję i zwyczaje religijne. W Nowym Sączu rodzina zamieszkała tuż przed wojną. Berta, brat i rodzice (Jidl i Tauba) zamieszkali na Kraszewskiego 22. Stefan Mazur (rok młodszy od Berty) już wówczas pracował u zegarmistrza Henryka Dobrzańskiego na ulicy Jagiellońskiej.
W swojej relacji Berta pisze, że przesiedlono ją do getta we wrześniu 1942 r. Niestety nie może to być prawda, ponieważ getta już wtedy nie było. Przesiedlenia odbywały się od sierpnia 1940 r. Trafiła tam z rodziną oraz swoją koleżanką Helą Szancer, dosyć ważną postacią w tej opowieści.
Stefana Mazura poznałam podczas okupacji w 1940 r. w Nowym Sączu, kiedy przychodził do mojego ojca, który z moją pomocą prowadził wtedy małą herbaciarnię. Stefan dostarczał nam wtedy chleb lub inną żywność, którą łatwiej można było kupić poza dzielnicą żydowską – wspominała Berta. Wówczas dowiedziała się także o pracy Stefana. Nie przypuszczała, że uratuje ona jej życie. Przyjaźń kwitła i przeradzała się silniejsze uczucie. Mazur odwiedzał Bertę i jej rodzinę dostarczając pożywienie, leki i wszystko czego potrzebowali. W getcie taka pomoc była bezcenna, a dla Stefana bardzo ryzykowna. Znamy przecież wiele przypadków egzekucji Polaków za pomoc Żydom. Z biegiem czasu Stefan wszedł w wielką zażyłość z rodziną Korenmanów, tak, że zaczął pomagać nawet ich sąsiadom. Stawał przy murze getta (zapewne tym koło synagogi) i na umówiony sygnał przerzucał żywność, a szczególnie chleb.
Fot. Nomina Rosae
23 sierpnia rozpoczęła się likwidacja getta w Sączu. Wcześniej zlikwidowano getto na Piekle, gdzie przed wojną mieszkali Korenmanowie. Wszyscy zdawali sobie sprawę, jaki czeka ich los. Kolejne transporty wędrowały do Bełżca. Wówczas rodzina Berty się rozbiła: rodzice trafili do Bełżca, gdzie ich zagazowano, zaś jej brat Selik do obozu pracy – tartaku w Rytrze. Musiał on być jednym ze „szczęśliwców: wybranych do pracy przez Hamanna. Również tam na moją prośbę Stefan odwiedził mojego brata, aby dostarczyć mu trochę żywności – wspominała Berta. Po tym kiedy została sama w getcie, Stefan zaczynał ją odwiedzać częściej: prawie każdego dnia utrzymywałam ze Stefanem kontakt korespondencyjny (przerzucając przez mur owinięty grypsem kamyk) i w ten sposób uzgodniłam ze Stefanem, że przy jego pomocy ucieknę z getta, gdyż wkrótce nastąpi całkowita jego likwidacja.
Sama ucieczka była brawurowa. Tak opisywała ją Berta: W umówionym dniu wieczorową porą Stefan przyszedł w pobliże muru getta i gdy dał mi znak, że czeka, ja wdrapałam się z pomocą mej koleżanki Heli Szancer na mur i zeskoczyłam w zarośla na tak zwaną aryjska stronę. Następnie odczekawszy chwilę, pobiegliśmy ze Stefanem do kryjówki – pomieszczenia mechanizmu ratuszowego zegara, który był codziennie nakręcany przez Stefana zatrudnionego w zakładzie sprawującym jego bieżącą konserwację. Miejsce kryjówki było mocno nietypowe, ale jednocześnie zupełnie nie odwiedzane przez Niemców. Berta poprosiła Stefana, żeby wyciągnął z piekła getta także Helę. Udało się też i jej, ale dziewczyny nie mogły przebywać razem. Ponieważ ratuszowa kryjówka była niezbyt bezpieczna, Hela Sznacer, która była w posiadaniu aryjskich papierów na nazwisko Makowska, obawiała się korzystać z tego miejsca schronienia i postanowiła jak najrychlej wydostać się z Nowego Sącza. Wówczas to Stefan, zgodnie z jej prośbą, odprowadził ją na podmiejski przystanek kolejowy, gdzie wykupił dla niej bilet i przed odjazdem uzgodnił z nią sposób kontaktu, aby mogła poinformować, gdyby się jej udało znaleźć jakieś bardziej bezpieczne schronienie – pisała Berta.
Berta w tym czasie żyła spokojnie w ratuszu, nad głowami najważniejszych Niemców w mieście. Uspokoiła się, kiedy dowiedziała się, że Hela trafiła do Gromnika, gdzie schowała się u przypadkowo poznanych wysiedleńców z Pomorza. Tymczasem Stefan codziennie wychodził na szczyt ratuszowej wieży, niby żeby nakręcić stary mechanizm, a tak naprawdę przynosił żywność i wynosił nieczystości. Spędzał chwile z ukochaną. Wiedzieli jednak, że tak całej wojny nie przeżyją. Hałas mechanizmu zegarowego, tykające minuty przypominały Bercie o rodzinie, którą straciła w czasie likwidacji getta.
Z pomocą Stefana udałam się więc do Gromnika i zamieszkałam tam wraz z Helą u rodziny Kozików, którzy jednak nie byli wtajemniczeni w to, że obie jesteśmy zbiegłymi z getta i ukrywającymi się przez eksterminacją Żydówkami. Otrzymałam wtedy od Heli wyciąg metrykalny na nazwisko Stefania Kusak, którym mogłam się posłużyć w razie legitymowania przy późniejszych zmianach miejsc naszego pobytu – zapisała w relacji Berta. Mimo to dziewczyny cały czas były obserwowane przez ludzi. Czuły zbliżające się niebezpieczeństwo, tak więc Stefan musiał je uratować po raz drugi. W styczniu 1943 r. wyjechały z Gromnika do Przemyśla, gdzie Hela miała znajomych. Liczyła, że jakimś cudem ich odnajdzie. Owszem ukryła się tam, ale trudno było jej znaleźć pomoc. Przed przyjaciółkami stanął trudny czas rozłąki. Nie było wyjścia. Berta pojechała dalej ze Stefanem, Hela została.
Stefan przekonał mnie, abyśmy z Przemyśla pojechali razem do jego stryja we Lwowie, gdzie przypuszczalnie udałoby się zatrzymać na dłużej. Jednakże po przybyciu pociągiem do Lwowa trafiliśmy na łapankę, w wyniku czego zapędzono nas do obozu przejściowego, do ogrodzonych baraków. Przerwali cudem, mieli dobre dokumenty. Po kilkudniowym przetrzymaniu wraz z innymi ludźmi zostaliśmy wywiezieni na roboty do Niemiec, do miejscowości Leobschutz. Ponieważ cały czas od chwili wyjazdu z Gromnika przebywałam w towarzystwie Stefana, dlatego również w Leobschutz udało nam się trafić razem do tego samego zakładu pod nazwą Stahlbau-Litzka. Był luty 1943 r. Niemcy ciągle myśleli, że jest Polką-katoliczką. Pracowała ze Stefanem w jednym zakładzie po 12 godzin dziennie. Wyrabiali części do bomb. Mieszkali w barakach. W kwietniu 1945 r., wobec ofensywy wojsk radzieckich, robotnicy zostali ewakuowani. Nas oboje i innych Polaków przepędzono do miejscowości Gersdorf i tam u miejscowego bauera pracowaliśmy do zakończenia działań wojennych. Doczekali wolności.
Powojenne losy są prawdziwym happy endem: W maju 1945 r. zawarliśmy w Bytomiu w Urzędzie Stanu Cywilnego związek małżeński. Następnie udaliśmy się do Nowego Sącza, aby odwiedzić rodzinę Stefana. Wtedy dowiedziałam się od żyjącej jeszcze jego matki, że po zniknięciu Stefana z Nowego Sącza w 1943 r. była ona aresztowana i maltretowana przez gestapo za kontakty z ludnością żydowską. Berta, a teraz już Stefania Mazur, szukała koleżanek. Jedna z nich Estera Eitinger, poinformowała ją, że w Szczecinie niedaleko niej mieszka Hela Szancer. Dziewczyny w towarzystwie Stefana i Esty spotkały się w 1946 r. Okazało się, że mąż Heli nie wiedział, że jest ona Żydówką, dlatego nie mogły rozmawiać otwarcie. Potem kontakt się urwał, Hela wyjechała podobno do Izraela.
Stefania i Stefan Mazurowie zamieszkali w Lublinie. Nie mieli w domu tykającego zegara, bowiem ten dźwięk przypominał dawnej Bercie o trudnym czasie wojny… Stefan Mazur został uhonorowany Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Berta zmarła w 1992 r., zaś Stefan w 2006 r.