PIJARSKA 17 – historia Ungerów i Goldbergów
Kamienica przy ul. Pijarskiej 17 nie zachwyca detalami architektonicznymi. Wygląda wręcz wyjątkowo skromnie. Jej historia – a właściwie jej lokatorów – jest dużo bardziej ciekawsza.
Kamienica znajduje się przy ulicy Pijarskiej. Przed wojną była to uliczka zamieszkana przez Polaków i Żydów. Niestety nie należała do najczystszych w mieście… W dokumentach archiwalnych możemy znaleźć skargi okolicznych mieszkańców, którzy byli zniesmaczeni zachowaniem targujących na rynku… Otóż na Pijarskiej (okolica Piastowskiej) urządzili sobie „samowolny” szalet miejski. Nie pachniało tam zbyt przyjemnie…
Każdy mieszkaniec Pijarskiej znał kamienicę pod „17” z jednego powodu – mieściła się w niej bożnica. Dziś trudno zlokalizować dokładnie, gdzie w budynku się znajdowała. Być może była zbudowana na podwórzu. Przewodził im rebe Benzion Unger. Tutaj także mieszkał. Urodził się w 1885 r. i prawdopodobnie podzielił los całej społeczności żydowskiej – zginął w Bełżcu w 1942 r. Jego żona Debora była rok młodsza. Ungerowie byli znaną rodziną rabinów. Jeden z nich był rabinem dla dzielnicy Piekło.
Bet ha-midrasz, czyli bożnicę z miejscem do studiowania Tory wybudował rebe Mordechaj Unger, ojciec Benziona. W 1939 roku budowniczy już nie żył a jego dziedzictwo odziedziczył syn. Przy Pijarskiej 17 modlili się pobożni chasydzi. Jak wspominał sądecki Żyd Faivel Levinson, w szabaty odwiedzało bożnicę około 100 chasydów. Byli to głównie średniozamożni kupcy i właściciele sklepów.
Cała kamienica była zamieszkana przez Żydów. Pisma studiował tutaj Leizer Rakower. Najpierw był uczniem sądeckiej jesziwy a potem został z zawodu „talmudystą”. Tuż przed wybuchem wojny mieszkało tutaj starsze małżeństwa – Hersch i Gizela Balbierer a także Mozes i Tyla Eichenstein. Handlarzami było małżeństwo Kohane – Berl i jego żona Estera.
Swój mały zakład szklarski prowadził Juda Feuer. Pochodził z ulicy Matejki, gdzie żyła jeszcze jego mama Helena. Cała rodzina była związana z rzemiosłem szklarskim. Przed wojną szklarz z Pijarskiej poślubił Ryfkę Goldberg. Prawdopodobnie wzięli ślub na dziedzińcu tej kamienicy, tak jak bywało w tradycji sądeckich Żydów. Obydwoje zostali zamordowani przez nazistów. W Bełżcu zginęła ich córeczka Esterka i synowie: Peisach, Józef… Byli malutkimi dziećmi, które biegały po podwórku tej kamienicy. Tak samo, jak dziś leżały tam zabawki, może była mała piaskownica – wszystko zniknęło a dziecięcy śmiech umilkł w ścianach tego budynku…
Przed wojną mieszkała przy Pijarskiej 17 rodzina Goldbergów, z której wywodziła się Ryfka Feuer. Panowało powszechne przekonanie, że wszyscy zginęli. Takie zeznania złożył nawet w Yad Vashem Efroim Shlomo Goldberg. Urodził się tutaj w 1918 roku. Mieszkał tutaj z rodzicami – mamą Deborą i ojcem Józefem. Debra Stolzman pochodziła z Myślenic. Małżeństwo zginęło w czasie wojny. Ich los podzieliła także młodziutka Sara, urodzona w 1915 roku. Kiedy umierała w komorach gazowych Bełżca, miała zaledwie 27 lat…
Efroim, którego wszyscy nazywali Szlomo, zapisał, że w 1942 r. zginęła także jego siostra Celina… Okazuje się, ze to nieprawda. 27 grudnia 1945 r. Cyla – jak na nią mówiono w domu – złożyła zeznania ze swoich przeżyć wojennych w Krakowie. Protokół spisany dla Żydowskiego Instytutu Historycznego przedstawia ciekawą historię dziewczyny z Pijarskiej. Tymczasem co najmniej do lat 50. XX wieku, Efroim nie wiedział o tym, że jego siostra przeżyła wojnę!
Cyla urodziła się 27 sierpnia 1913 r. Wszystko wskazuje że mieszkała tutaj, przy Pijarskiej, razem z liczną rodziną. Tak wskazują zapisy archiwalne z sierpnia 1939 roku. Dziewczyna pracowała jako księgowa. Kiedy wybuchła wojna prawdopodobnie udała się na wschód. Co ją kierowało? Dlaczego zostawiła rodzinę w Sączu? Tego się już nie dowiemy. Wyjazd do ZSRR pozwolił jej ocaleć. Nie było to jednak łatwe.
W sierpniu 1941 r. zgłosiła się na ochotnika do armii Andersa, do korpusu żeńskiego. Jak twierdziła na 400 kobiet 100 było Żydówkami. Podkreślała, że część z nich nie powinna tam zgłaszać. Przeszła przeszkolenie na pielęgniarkę w Rosji (kurs PCK ukończyła przed wojną). Jak twierdziła Żydówki odsuwano od odpowiedzialnych zadań, gdyż nie cieszyły się zaufaniem Polek. Mówiono to dziewczynom wprost. Sama usłyszała od kierowniczki działu gospodarczego: „Gdyby Pani nie była Żydówką, pracowałaby Pani w sztabie. Nam takich ludzi trzeba”. Była świadkiem rozmowy Andersa (wrzesień 1941) z porucznikiem. Usłyszała ją, kiedy podeszła do okienka po jedzenie. „Dużo u was Izraelitów?” – zapytał generał. „Tego elementu u nas nie brak” odparł porucznik. Było to dla niej smutne.
Nie mogła znieść dyskryminacji. Słyszało się hasła: „Żydówki do Palestyny” itd. Przyznawała jednak, że wiele dziewcząt – także Żydówek – nie miało kwalifikacji do służby wojskowej. Niektóre nie potrafiły nawet poprawnie pisać po polsku. W wyniku prześladowań odcięto je od pracy, nie dostawały żadnych zleceń. Sama zgłosiła się do wyjazdu i opuszczenia Armii. Razem z koleżankami wyjechały 2 X 1942 r. Fatalne warunki sanitarne, jak i kolejne wyzwiska w pociągach zmusiły ją do opuszczenia pociągu. Nie wiedziała także dokąd je wiozą. „Czułam się głęboko pokrzywdzona”. Całą resztę wojny przeżyła w ZSRR.
Markus Lustig, który przed wojną mieszkał kilka kamienic dalej na ul. Pijarskiej, w swoich wspomnieniach pisze o 1945 roku: „Pierwszą rzecz którą zrobiłem, był wypad do centrum Monachium. Na ulicy Mehle Strasse – Młynarskiej – była gmina żydowska i biuro HIAS-u i JOINT-u. Tam, dowiedziałem się, że niedaleko wciąż jest obóz UNRA, obóz Neue Freimen, gdzie mieszka jedna z moich sąsiadek z Nowego Sącza – Celina – Cesia Goldberg. Pewnego razu poszedłem i znalazłem ją. W domu nazywaliśmy ich Faleiger. Była zamężna za Neftalim Goldmanem. Przybyłem dokładnie na ceremonie „britu” (obrzezania) jej syna. Dali mu tam imię Maksi. Pozostawałem z nimi w relacjach przez cały czas, nawet tu w kraju. Jej dwaj bracia – Szymon i Cwi – też byli w Niemczech”. W bardzo dobrych relacjach był Markus także z Szlomem Goldbergiem. Pierwszy raz spotkali się w 1948 roku. Jak się okazało młody Goldberg przeżył wojnę po tułaczce w obozach. Był więźniem m.in. Mathausen.
Nie wiadomo w jakich okolicznościach, pierwszy raz po wojnie spotkało się rodzeństwo: Szymon, Cwi, Cyla i Szlomo. Musiała być wielka radość i powrót do wspomnień z ulicy Pijarskiej, tych łatwych i trudnych. Dziś już nikt z mieszkańców przedwojennej kamienicy nie żyje. Wraz z ich śmiercią zamknął się pewien rozdział historii tego budynku.
Łukasz Połomski