Willa króla czekolady – Łokietka 7
Sądeckie Wólki (w początkach XX w. jeszcze Wulki) są niezwykłą dzielnicą, gdzie znajduje się wiele urokliwych zakątków. Szczególnie piękna jest ulica Łokietka, gdzie dawni mieszczanie wybudowali kilka ciekawych budynków. Jednym z nich jest wyjątkowej urody Willa Helena, która swym majestatem rozświetla środek uliczki. Kim była patronka domu Helena? Jaka historia kryje się za fasadą tego budynku?
Jest listopadowy wieczór. Okoliczne parki pokrywa delikatny szron, na zewnątrz zaczyna mrozić. Za chwilę spadnie mnóstwo śniegu. Wchodząc drzwiami do Heleny dowiaduje się od właścicielki, że to nie reprezentacyjne wejście, ale boczne, dla służby. Najwidoczniej tak już mam, że zawsze wchodzę bokiem. Warto jednak było, bowiem przede mną roztoczył się widok na piękne dzieło XIX-wiecznej snycerki, czyli na klatkę schodową. Wewnątrz to jedna z nielicznych pozostałości po dawnych właścicielach. Kolejne pomieszczenia – choć ogrzewane, co listopadowego wieczora doceniłem – zostały przebudowane. Dziś jest tutaj przychodnia dentystyczna. Wnętrza jednak nie przykuwają mojej uwagi. Na stole pojawiają się pożółkłe dokumenty i piękny projekt, który odsłania tajemniczą Helenę.
Inwestorem budynku było małżeństwo: Helena i Józef Dzięciołowscy. W Nowym Sączu znany był szczególnie pan Dzięciołowski (1857–1942), który uchodził za najlepszego cukiernika. Jego restauracja i zakład na ul. Jagiellońskiej obsługiwał elitę miasta. Co ciekawe, Dzięciołowski do końca życia był zameldowany na Jagiellońskiej 6, gdzie mieściła się cukiernia.
W początku XX w. Dzięciołowcy nabyli parcelę na Wólkach od dr. Tadeusza Kijasa. Poprzedni właściciel był lekarzem w Nowym Sączu. Pochodził z Mielca i wżenił się w rodzinę Ritterów. Pracował jako medyk kolejowy, w początkach XX wieku pełnił także funkcję radnego miejskiego. Jego postać jest wiązana przede wszystkim z Willą Maryą, którą wzniósł na ul. Jagiellońskiej. Nieruchomość na Wólkach spieniężył Dzięciołowskim.
Już w 1909 r. inwestorzy wystąpili do władz miasta o zgodę na budowę domu, co ciekawe nie przy Łokietka, ale Żeglarskiej. Tak zapisano we wniosku, choć obecna nazwa ulicy już funkcjonowała. Sąsiedzi nie wnosili zastrzeżeń, ale władze miasta prosiły od odstąpienie gruntu przed willą w celu wykonania tam chodnika. Piękny eklektyczny projekt został przestawiony władzom miasta. Sporządził go architekt Bokshorn (pisany jako Boxhorn), który nadzorował całą budowę. Tymczasem autorzy monografii Nowego Sącza przypisali jego autorstwo Janowi Perosiowi, co nie jest prawdą. Faktycznie dom nawiązuje do jego realizacji, ale jednak projektował go tajemniczy Bokshorn. Kim był? Nazwisko wiązane jest z węgierskimi Żydami, ale poza tym nic nie wiemy. W latach 20. XX w. inżynier Boxhorn projektował domy w okolicy Krumlova w Czechach. Z pewnością projekt willi na Wólkach nie pochodzi od miejscowego architekta. Problemy z tym miał wówczas sądecki Magistrat, który nie ufał proponowanemu przez inwestorów architektowi, ale jak twierdził Dzięciołowski, wydał mu upoważnienie do prowadzenia budowy. 1 marca 1910 r. inwestycję zatwierdził burmistrz Władysław Barbacki. Już 8 lipca 1910 r. Państwo Dzięciołowscy donosili, że budowa domu komunalnego jest ukończoną. Nadano mu wówczas numer konskrypcyjny 1063.
Jak długo tutaj mieszkali Dzięciołowscy nie wiemy. W 1937 r. zmarła Helena, której pogrzeb wyruszył jednak z Jagiellońskiej 6.
Helena była córką Feliksa Nałęcz Jeleńskiego, powstańca styczniowego i dyrektora sądeckiego Magistratu, który zmarł w 1911 r. Był on postacią niezwykle szanowaną i ważną w Nowym Sączu. Jej matka pochodziła z równie znanej rodziny Sieradzkich z Załubincza. Helena urodziła się w 1867 r., zmarła przeżywszy równo 70 lat. Jej mąż, uznany cukiernik był ciekawą postacią. Patrzy na nas z pięknych zdjęć, na których dekoruje swoje arcydzieła sztuki cukierniczej – piętrowe torty zdobne w różne figurki i ornamenty. Urodził się w 1857 r. w Somos (dzisiejsza Słowacja, niegdyś Węgry). Jego Cukiernia Krakowska w Nowym Sączu była miejscem niezwykłym, gdzie spotykała się elita miasta. Nazywano go „sądeckim Michalikiem”. W Nowym Sączu mówiono, jak to życie płynie ci bez chmurki, od Górki mkniesz do Dzięcioła, od Dzięcioła do Górki. W 1908 r. wnętrze cukierni przedstawiły na swoich łamach „Nowości Ilustrowane”. Znalazło się tam kilka stolików, lada, ozdobny żyrandol i słodkości. Oprócz tego można zobaczyć godła Polski i Litwy wiszące pod sufitem. Wyroby Dzięciołowskiego były najlepsze. Trafiały na stoły plebańskie i mieszczańskie. W 1905 r. cukiernik otrzymał złoty medal na Wystawie Rolniczo-Przemysłowej w ratuszu. Do legendy przeszedł jego tort zakopiański – tzw. „tort pod strzechą” – który trafił na prezydenckie dożynki do Spały. Kto nie gościł w jego cukierni?! Był tam gen. Józef Haller, prezydent Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki, austriacki marszałek Conrad von Hotzendorf, Kazimierz Sosnkowski, Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Michał Żymierski, a nawet malarz Jacek Malczewski. „Dzięcioł” – jak nazywano cukiernika – działał w TG „Sokół”, gdzie słodkościami umilał wydarzenia. W 1891 r. z okazji przekazania gruntu pod siedzibę gniazda wykonał lukrową miniaturę planowanego budynku – można go było oglądać w witrynie. W 1930 r. Dzięciołowski był jednym z ważniejszych fundatorów sztandaru Kongregacji Kupieckiej. Zmarł w 1942 r. i spoczął w grobowcu na ul. Rejtana. Co ciekawe pozostawił po sobie pamiętnik, w którym notował wiele ważnych wydarzeń z życia cukierni – stał się on też świadectwem historii miasta. Obecnie znajduje się w Muzeum Ziemi Sądeckiej.
W tym czasie urzędnicy dokonali niemałego zamieszania. Wszystko wynikało z numerów konskrypcyjnych. W latach 30. księga konskrypcyjna ludności mówi, że dom otrzymał numer 1568 przy ul. Łokietka. Mieszkał tam wówczas Filip Dziumowicz, Helena Misiewicz i Adam Gąska. Właścicielami byli Dzięciołowscy. Wówczas numer 1063 ma dom na ul. Łokietka, ale tuż obok!
Pośród lokatorów wilii na uwagę zasługuje inna Helena – Misiewicz (1878–1964). Była ona znaną w Nowym Sączu nauczycielką. Jej ojcem był Ferdynand Misiewicz, dyrektor szkoły kolejowej. Helena na początku XX w. angażowała się w działalność czytelniczą Towarzystwa Szkoły Ludowej w Nowym Sączu. W tym czasie pracowała w Szkole Męskiej na Załubinczu. To właśnie ona podczas Wielkiej Wojny, w 1915 r., przywróciła naukę na Piekło (dzielnica miasta). Wkrótce została kierowniczką Szkoły Żeńskiej im. Urszulki Kochanowskiej. Misiewiczówna udzielała się w sprawie niepodległości – w Nowym Sączu prowadziła słynny szpitalik dla Legionistów, który odwiedzał m.in. sam Józef Piłsudski. Placówka słynęła z doskonałej opieki nad rekonwalescentami. Angażowała się w prace Komitetu Kobiet Polskich. Przed II wojną światową Misiewiczówna wyprowadziła się na ul. Narutowicza. To kolejna niezwykła Helena, która wpisała się w historię tego domu!
Kolejnym ciekawym lokatorem był Adam Gąska (1873–1951). Sam urodził się w Dubiecku, wykształcił się na lekarza weterynarii. W Nowym Sączu został Powiatowym Lekarzem Weterynarii. Jego żona Maria pochodziła ze znanej rodziny Gutkowskich (1872–1935). Syn Adam poszedł w ślady ojca i również został weterynarzem. Dla rodziny szczególnie tragiczny okazał się rok 1935. Wówczas obok Pani Doktorowej zmarła również jej córka, 35-letnia Zosia Gąskówna. Wszyscy choć zmarli w różnych miejscach (Maria w Poroninie, Zosia w Krakowie) – spoczęli na ul. Rejtana w Nowym Sączu. Lekarz stanął na ślubnym kobiercu drugi raz – razem z nową żoną Stefanią wyprowadzili się na ul. Kościuszki.
Po śmierci Heleny Dzięciołowskiej nieruchomość została zbyta. W 1938 r. nabyła ją Maria Langerowa. To znana sądecka nauczycielka, która tuż przed wybuchem II wojny światowej objęła funkcję kierowniczki Szkoły Żeńskiej im. św. Jadwigi. W tym czasie rozwijała się działalność patriotyczna i społeczna uczennic.
Kto mieszka w willi przed wojną?
W 1939 r., w spisie ludności, urzędnicy ponownie pomylili numery domów. Właściwie ciężko stwierdzić, kto jest właściwie przypisany do naszej „Heleny”. W każdym razie pod Łokietka 7 pojawili się lokatorzy, którzy tutaj nie mieszkali. Zapisano, że właścicielką realności była Agata Scheiner, co nie było prawdą – jej nieruchomość znajdowała się pod numerem 5. Zapewne osoby spod numeru 5 przypisano do 7, i na odwrót. Idąc tym tropem poznajemy kolejnych ciekawych lokatorów Heleny.
W 1939 na Łokietka mieszkała służąca Maria Kędzior. Ciekawymi mieszkańcami byli Państwo Kowanetz. Na Wólkach zamieszkali w 1939 r. Władysław Kowanetz urodził się w Ujściu Solnym w 1899 r. Następnie ukończył bocheńskie Gimnazjum. W młodości wstąpił do Legionów, gdzie służył w 6. pułku piechoty. Po walkach w latach 1914–1918 bronił odrodzonej Polski w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1921 r. zapisał się do policji, a następnie pracował w małopolskich komisariatach: Nowy Sącz, Kraków, Oświęcim, Biała Krakowska, Wilkowice koło Białej Krakowskiej i przed samą wojną kolejny raz w Nowym Sączu. Zapewne wtedy trafił do Heleny ze swoją żoną Julią (zwaną także Julianną 1899–1986) i córką Izabellą (1926–2019). Brał udział w kampanii wrześniowej. Po tym jak dostał się do niewoli pod Lwowem, udało mu się jakoś uciec. Powrócił do Sącza. W czasie wojny zapisał się do policji granatowej, co poleciły mu władze ZWZ/AK, gdzie Kowanetz był zaprzysiężony. Niemcy również naciskali na ten krok. Znalazł zatrudnienie w oddziale gospodarczym. Miał odpowiedzialną misję wywiadowczą i kontrwywiadowczą. Zajmował się m.in. niszczeniem donosów. W lutym 1942 r. Niemcy go aresztowali. Został wysłany do KL Auschwitz, gdzie otrzymał numer obozowy 29638. W obozie przebywał ledwie dwa miesiące. Następnie trafił do KL Mauthausen-Gusen w Austrii, gdzie w nieludzkich warunkach pracował do wyzwolenia w dniu 5 maja 1945 r. Czy jego żona i córka pozostały w Sączu? Tego nie wiemy. Po wojnie kurował się w Linzu, a do Polski wrócił pod koniec lipca 1945 r. Jego stan zdrowia był dramatyczny. W 1947 r., kiedy ruszyło Muzeum KL Auschwitz zatrudnił się w nim, będąc jednocześnie świadkiem nieludzkich warunków w jakich tam przebywał. Był jednym z twórców tego miejsca pamięci. Kowanetz pracował w muzeum do emerytury w 1965 r. Jego świadectwa w rękopisie i w maszynopisie zdeponowano w Muzeum Auschwitz oraz Holocaust Museum w Waszyngtonie. Zmarł w 1971 r. – podobnie jak żona i córka spoczywa na cmentarzu w Oświęcimiu. Co ciekawe, więźniem Auschwitz był także Jan Klimczak, z kamienicy obok (nr 5). Do obozu trafił rok wcześniej. Czy sprawy obydwu panów były powiązane? Tego się nie dowiemy.
W momencie wybuchu wojny w Helenie mieszkają także Serwońscy. Stanisław Serwoński urodził się w 1897 r., przed wojną był sierżantem Wojska Polskiego. Jego ojciec Wojciech Serwoński (1863–1964) zaliczany jest do znanych gorlickich rzeźbiarzy swojej epoki. W czasie niemieckiej okupacji Stanisław działał w podziemiu pracując w fabryce Frohlicha. Nosił wówczas pseudonim „Pożoga”. Jego grupa prowadziła działalność sabotażową opóźniając dostawy dla Wermachtu, naprawiając broń polskiej partyzantki i dorabiając klucze. Po wojnie Serwoński zamieszkał w Gorlicach, gdzie był prezesem ZBoWiD. Zmarł w 1975 r. Jego żona Wilhelmina z Gawadzkich (ur. 1889 r.) była nauczycielką. Udzielała się społecznie w Towarzystwie Śpiewaczym „Echo”. Zmarła w 1968 r. Razem z mężem spoczywa w grobowcu rodzinnym Serwońskich i Tenerowiczów w Gorlicach.
Tyle historii. Wychodząc z Heleny patrzę pod nogi, żeby się nie wywrócić na lodzie. Czuwa nade mną jednak Boska Maryja – jak piękną figurkę nazywa właścicielka wili. Rzeźba jest niemym świadkiem dziejów tego miejsca. Zamiast pokrywy lodowej moim oczom ukazuje się piękny widok posadzki, jeszcze z czasów galicyjskich. Właścicielka mówi, że starała się zachować każdy istniejący detal. Dlaczego nie każdy potrafi tak zadbać o swoje zabytkowe domy, wille i kamienice?
A wracając do samochodu z milionem historii w głowie pytałem sam siebie: gdzie jest ten chodnik, który obiecali Dzięciołowskiemu?
****
Autor dziękuję za nieocenioną pomoc w przygotowaniu tekstu Małgorzacie Endres, właścicielce Willi Helena Med.